Lipiec, godzina 4:00 zadzwonił budzik. Pamiętam, jak przecierałam oczy bo noc wydawała się wyjątkowo krótka. No zawsze tak jest, że jak musisz wstać wcześnie to śni Ci się spóźnienie. Ale nie tym razem. Pomysł Justynki i Olka był tak fantastyczny, że choćbym oka nie zmrużyła – to dojechałabym na czas. Po ślubie (TUTAJ galeria) przyszedł czas na dogadanie pleneru i ustalenie szczegółów sesji. I kto już ze mną rozmawiał ten wie, że zawsze proponuję dwa rozwiązania: wschód albo zachód. I jak przywykłam do tego w większości wybieracie zachód, tak oni – odważni, szaleni! sami zapytali, czy spotkamy się z rana. A raczej w środku nocy 😀 A każda kolejna informacja tylko powiększała uśmiech na mojej twarzy i przysięgam, że wyglądałam jak z przysłowiowym bananem na buzi. Dach kamienicy na Rayskiego – tam gdzie Bro Burgers! Z widokiem na Radisson, na Hansa Tower, na dachy wszystkich budynków dookoła. Ciepłe, letnie światło i ten przyjemny chłodek (o rety teraz za taki chłodek to ja bym nawet kaloryfery oddała) z rana, przed upalnym południem.
Ogarnęliśmy się, zapakowaliśmy w auto, na miejscu zgarnęliśmy jeszcze Wojtka z Dream Day Story no i weszliśmy na dach. My z Justyną w sukienkach, po drabinie. Ale CO TO BYŁY ZA EMOCJE kiedy już znaleźliśmy się na górze a naszym oczom ukazała się panorama Szczecina. No i poszło… włączyłam swoje adhd, oni odpalili zimne ognie i to co tam stworzyliśmy mogę szczerze nazwać moją najlepszą sesją ślubną. A widok wschodzącego słońca nad naszym miastem, przy bezchmurnym niebie? BEZCENNE.
Dlatego zostawiam Was z długą galerią, nie byłam w stanie zrezygnować z któregokolwiek zdjęcia znajdującego się poniżej. Zachęcam Was do porannego wstawania (wiecie – w kwietniu, maju i czerwcu to jeszcze nie są takie mordercze godziny!) na plenery. Ogromnie się cieszę, że trafiam w moim życiu, w mojej pracy na takich ludzi jak oni. Dziękuję za wspólne wspomnienia <3