Do przygotowania tego postu przygotowywałam się dłuższy czas. Ale o co chodzi? Kilka tygodni temu jechałam do przyjaciółki we Wrocławiu, w planach miałyśmy projekt albumu z ich zdjęciami ze ślubu, który odbył się w czerwcu 2018 roku. No więc zaraz trzy lata temu! Szukając w tej ogromnej liczbie dysków odpowiednich plików, znalazłam…. rawy! Magiczne pliki, które po oddaniu materiału klientowi zazwyczaj po pół roku znikają z moich nośników. Więc wpadłam na spontaniczny pomysł i powiedziałam Agacie, że przerobie ich reportaż jeszcze raz. Trochę z nadmiaru czasu, jakim dysponuję zimą, a trochę z czystej ciekawości jak zmieniłam swój styl, obróbkę, podejście. A pracując już nad fotkami doszłam do wielu ciekawych wniosków i wyłapałam różnice w swoim sposobie pracy i podejściu do reportażu ślubnego. To zaczynamy!


Najczęściej widzi się w sieci zdjęcia przed i po w standardowym wydaniu, surowe rawy i ujęcia po autorskiej obróbce. Chociaż patrząc na swoją przeszłość fotograficzną, to autorska obróbka wcale nie jest taka oczywista 🙂 ale do wszystkiego dojdziemy! Postaram się przepleść w poście Wasze pytania i moje uwagi. Po lewej stronie widzicie zdjęcia z 2018 roku, po prawej – aktualne.


Zmiana stylu czy samorozwój?
To pytanie cały czas miałam z tyłu głowy, kiedy myślałam co napisać i od czego zacząć. Jeśli chcemy iść w danym kierunku, to zazwyczaj zmiany oznaczają rozwój, zmiany na lepsze, dalszą motywację, chęć zdobywania kolejnych umiejętności. Osobiście fotografia od początku sprawiała mi masę radości, satysfakcji, cieszyły mnie uśmiechy klientów, fakt, że moje zdjęcia będą dla kogoś pamiątką na całe życie. Zdajecie sobie sprawę z tego, jakie to jest cholernie odpowiedzialne zadanie? Macie jedną, jedyną szansę i chwilę, której się już nigdy nie powtórzy. Jeśli teraz nie złapiecie w kadrze łez wzruszenia, uśmiechów – nie zrobicie tego nigdy więcej. I z takim założeniem pracowałam przez wszystkie lata aż do dzisiaj. Moje podejście do klienta, do tego jak ważne mam zadanie do wykonania wcale się nie zmieniło. W międzyczasie byłam na warsztatach, na konferencji ślubnej, oglądałam mnóstwo wartościowych tutoriali i podpowiedzi. I tak, jak uważałam że w traktowaniu klienta, zaangażowaniu w pracę i byciu w stu procentach szczerym – czułam niedosyt wiedzy bo nikt mnie niczym nie zaskoczył, tak w przypadku obróbki, kadrowania, kolorów i sprzętu dowiedziałam się wiele.


Czy doszłaś do tych zmian sama, czy próbowałaś nowych presetów, oglądałaś poradniki itd? Jakiego programu do obróbki używasz?
Czas się przyznać 🙂 Moja autorska obróbka polegała na nakładaniu na zdjęcia gotowych presetów. Kupiłam w tamtym czasie dwa zestawy presetów – Beloved Stories i Archipelago. Wkręciłam się mocno w te zamglone klimaty, gdzie biel była zielona, zieleń sinokoperkowa a niebo zdarzało się nie być niebieskie. I nie uważam że to coś złego. Niezmiennie pracuję na Lightroomie, który uwielbiam za intuicyjność. Ogarniałam już wtedy dobrze suwaki, wiedziałam gdzie podkręcić kontrast, światła i cienie, wiedziałam co to krzywe i jak zlikwidować szumy. ALE zadanie „stwórz własny preset” cały czas wykraczało ponad moje możliwości. Bałam się, że jeśli wyjdę od 0 z ustawieniami, styl obróbki moich zdjęć zmieni się z dnia na dzień mocno i klienci zlinczują takie podejście. Więc małymi kroczkami następowały zmiany. Chociaż powiem Wam szczerze, że to co dzisiaj docelowo oddaję swoim parom młodym, to zdjęcia które przeszły moje oczekiwania. Nie widziałam – i dalej nie widzę – nic złego w koloryzowaniu zdjęć, w jakieś takiej charakterystycznej cesze zdjęć dla danego fotografa, bo w końcu każdy z nas pracuje na swój wizerunek. Ale w którymś momencie dotarło do mnie, że biel ma być biała a zdjęcia mają oddawać takie kolory, jakie były naprawdę. I to też powtarzali na wielu poradnikach, konferencjach – naturalność.



Które części obróbki zmieniły się u Ciebie najbardziej?
Myślę, że zmiany widać gołym okiem ale chętnie wejdę w szczegóły 😀 Pierwsza i najważniejsza dla mnie ostatnio rzecz, na którą zwracam uwagę aż za bardzo to LINIE i równy horyzont. Wcześniej miałam podejście, że najważniejsze żeby złapać moment, dzisiaj wymagam od siebie więcej i poza momentem pilnuję równego kadru. Kiedyś obejrzałam reportaż z wesela, na którym nie było ani jednego zdjęcia z zachowaniem pionów na sali pełnej filarów i od tego momentu razi mnie to w oczy. Jeśli w tle są meble, duże przedmioty lub widać ziemię – zawsze prostuję zdjęcia, żeby oko nie wariowało. Na drugim miejscu są oczywiście kolory. Oddaję rzeczywistość i odrobinę ocieplam. Nie lubię zimnych zdjęć, mam wrażenie że nasze oczy zdecydowanie bardziej lubią ciepło. A efekt mgiełki? O tym poniżej!




Jak to robisz, że twarze są teraz takie ostre i wyraźne?
Odpowiedź skieruję do osób, które znają technikę programów do zdjęć. To wszystko krzywe 🙂 od wielu lat słyszałam, żeby na wykresie krzywych robić „eskę”, podnieść kontrast, wyciągnąć cienie. I mam wrażenie, że w tamtym czasie mgiełka była modna (a może dalej jest?) – nie mnie oceniać. Ma w sobie taką nutkę tajemniczości, klimatu i wygląda naprawdę super. Jednak w ciągu tych trzech lat doszłam do wniosku, że chcę, aby moje prace oddawały też to, jaka ja jestem. A że nie należę do tajemniczych, tylko totalnie ekstrawertycznych, wesołych ludzi, to trzeba zrobić coś, żeby było to widać po moim portfolio. Z resztą jak się przyjrzycie, zdjęcia w kolażach są te same, różnią się tylko kolorami i tym, że uwaga odkrywcze – biały jest biały. Nie podkręcam ostrości ani magicznego suwaka „clarity”, bo wtedy każdy ma podkrążone oczy a owal twarzy przypomina co najmniej portret malowany przez pięciolatka, taki wiecie z czarnymi krawędziami. Tylko krzywe, kolory, światła i cienie.





Jaki był wpływ lepszego sprzętu na jakość/wygląd zdjęć? Z jakiego sprzętu korzystałaś kiedy a z jakiego korzystasz teraz? Jak ustawiasz ostrość?
No tutaj to mogłabym naprawdę napisać elaborat. Mówi się, że nie sprzęt a umiejętności i potwierdzam – bo bez umiejętności nawet najlepszym sprzętem nic nie zdziałacie. A ja ze sprzętem się miałam naprawdę sporo. Ten materiał zrobiłam pełną klatką sony a99 z obiektywem sigmy 35mm f/1,4 i… nie polecam tego połączenia. Tak jak przejście na pełną klatkę było wielkim WOW tak praca na obiektywach sigmy zawsze była dla mnie problematyczna. Nigdy nie ostrzyła tam gdzie chciałam, na weselu mogłam zapomnieć o autofocusie. Więc cały materiał wykonywałam na manualnej ostrości. Dzięki Bogu aparaty sonego mają super funkcję „picking” która kropkuje w wizjerze ostre elementy i tym sposobem dawałam radę ostrzyć nawet na ciemnej sali.





Przez te 3 lata wymieniłam sprzęt całkowicie. Teraz mam dwa bezlusterkowce, nadal (hehe) Sony a7m3, obiektywy na jakich pracuję to Zeiss 35mm 1,4, Sony 85mm 1,8 i Zeiss 24-70 mm 4,0. No i powiem Wam, że to takie uczucie, jak byście z Seicento przesiedli się do Maserati, TOTALNIE. Mam sprzęt który myśli za mnie, który pozwala mi skupiać się na szczegółach, a nie tylko na myśleniu o tym, czy na pewno oczy Panny Młodej będą ostre. I tak jak oddawałam zawsze ostre zdjęcia (tych nieostrych nie wgrywałam parze młodej, wiadomo) tak teraz mam stuprocentową pewność, że autofocus mnie nie zawiedzie. KOCHAM GO, uwielbiam ten sprzęt i to, w jak niesamowity sposób ułatwił mi pracę. Niezmiennie pracuję na trybie manualnym, ostrość zostawiam dla AF. I tak dla porównania – kiedyś przynosiłam z wesela około 1000-1500 zdjęć. Teraz przynoszę 2000-3000 zdjęć. One się same robią.. Więc jeśli kiedykolwiek mówiłam, że sprzęt nie jest ważny to teraz bym zaktualizowała swoją wypowiedź – sprzęt poprawia nasz komfort pracy. o milion procent.



Pamiętajcie, że sprzęt fotografa nie ogranicza się tylko do aparatu. Wiele lat pracowałam na laptopie, normalnym dla mnie było, że zdjęcia z reportażu zgrywają się godzinę (w końcu to prawie 50 gb materiału!), że obróbka zajmuje tydzień, że zapisywanie to też długi proces i nie można włączyć nawet Spotify bo zatnie się sprzęt. I to, że każde zdjęcie otwierało się w programie kilkanaście sekund, a te z kolei przemnożyć przez ilość zdjęc i czas potrzebny na jego obróbkę.. sami rozumiecie. Ale nie miałam porównania! Do czasu, kiedy do mojego domu przybył ON. Czarny, wielki, cichy jak hybryda i potężny swoją mocą KOMPUTER STACJONARNY. Nie wiedziałam co kupuję, gdyby nie pomoc dobrego znajomego pewnie wzięłabym gotowy zestaw w sklepie. Ale ta czarna bestia została złożona z części, w sklepie prosiłam Pana tylko o przeliczenie paczek bo totalnie nie wiedziałam co do czego służy. No, tego akurat dalej nie wiem 😀 Ale kiedy po pierwszym weselu zgrywałam zdjęcia to uwierzycie jak Wam powiem, że nie zdążyłam zrobić sobie nawet kawy? Przyzwyczajona byłam, że skoro zdjęcia się zgrywają to ja mam godzinę wolnego, moja mina kiedy nie było żadnego paska zadań z procentem procesu wyglądała tak, jakby co najmniej kto ukradł mi auto spod okien. Także moi drodzy nie żałujcie złotówek przy wyborze odpowiedniego komputera. Praca fotografa to nie tylko imprezki i plenery, ponad połowę tego czasu spędzacie w domu a serce Waszego portfolio spoczywa w dobrym komputerze 🙂





Czy zawsze, również na początku swojej drogi byłaś taka pewna siebie i otwarta na ludzi?
Zawsze się śmieję, że ja to jednak jestem społeczniakiem i uwielbiam pracę z ludźmi. Cieszę się, kiedy mogę was poznawać, dowiedzieć się czegoś o was, o waszym życiu. I zdaję sobie też często sprawę, że to jednak klient stresuje się tym, że ma spotkanie z usługodawcą – czyli totalnie obcą osobą, której nie zna i nie wie jaka ona jest. Dlatego dla mnie uśmiech to podstawa a potem naprawdę idzie samo. W końcu łączy nas jedno – wasz piękny dzień, wspomnienia i chęci, aby było najpiękniej jak tylko się da. A co do pewności siebie – wierzę w siebie, w swoje umiejętności i nie ma czegoś takiego jak „nie da się”. Każdy problem traktuję zadaniowo i każdy jest dla mnie kolejną możliwością do rozwoju 🙂





Czy masz schemat reportażu ślubnego? Np. 10 zdjęć detali, 20 z przygotowań itd?
Odpowiedź jest od wielu lat taka sama: nie. Schemat, albo lepiej logistyczne rozplanowanie całego dnia zazwyczaj dostaję od pary młodej, godziny, miejsca, plan wesela. Ale jeśli chodzi o ilość ujęć i to, w jakiej kolejności je wykonujemy jest uzależnione od tego, co zaplanuje Para Młoda. Chociaż przyznam Wam się, że z każdym kolejnym rokiem byłam bardziej kreatywna, pokochałam detale i aktualnie nie odpuszczę mojej Pannie Młodej braku perfum czy zaproszenia, zawszę proszę o przygotowanie kwiatów, wstążek, kocyków, czegoś co jest miłe w dotyku, co się błyszczy (no sroczka jestem niestety), żeby jednak tych detali było więcej niż symboliczne zdjęcie obrączek i sukienki. Nie skupiam się za bardzo na ustawianiu gości na przygotowaniach. Jeśli mama ma na głowie jeszcze wałki – SUPER, za kilka lat będziecie się uśmiechać do tego zdjęcia. Burczy Wam w brzuchu przed błogosławieństwem, a w lodówce macie tylko tatowy boczek i chleb? To będzie najsmaczniejsza kanapka! Zdjęcia mają pokazywać to, jak było naprawdę, jakie młodzi mieli samopoczucie i co się działo. To najpiękniejsza pamiątka, która nie potrzebuje scenariusza. Jedyna rzecz, jaką ustawiam – i w tej kwestii zrobiłam się bardziej spostrzegawcza niż kiedyś – to przedmioty w tle.


One naprawde są ważne. Te rzeczy, które stoją za wami albo przyciągają wzrok gdzieś tam daleko. Kiedyś skupiałam się bardziej na tym co mam na pierwszym planie. A teraz pierwsze co zauważam to butelka po coli, która stoi na szafce albo jakaś dziadówa z biedronki, która kolorem bardziej przyciąga wzrok niż białe pantofelki. Więc czasem przestawiam Wam coś w domach, na stołach na sali weselnej. No i zdarza się też, że musimy dograć się z kamerzystą, żebyśmy nawzajem nie widzieli się w kadrze. Więc dobra współpraca z innymi usługodawcami to taka, kiedy każdy rozumie że bijemy do jednej bramki a nie robimy konkurs na lepsze ujęcia.



Czy używasz lamp błyskowych? W jaki sposób z nich korzystasz?
Ostani temat to lampy i błyskanie. Na weselu Agatki i Michała i na wszystkich weselach w tamtym okresie miałam jedną lampę zamontowaną na aparacie, ustawioną na TTL z podejściem „niech się dzieje wola nieba”. Wiecie, światło i warunki mogą wam dyktować sposób pracy. Ale jeszcze fajniej jest, kiedy to wy decydujecie o światłach. Nie boję się lamp błyskowych, chociaż początkowo ta przygoda nie wyglądała na historię z happy endem. Praktyka czyni mistrza, teraz mam cztery lampy na statywach, doświetlam drugi plan i bardzo mi się podoba taka zabawa. Bo to naprawdę jest zabawa, kiedy kilka parametrów zmienia całkowicie obraz i wygląd sali. Więc kombinujcie, zobaczcie co uda wam się stworzyć. Nie ma jednej uniwersalnej zasady.


I to by było chyba na tyle. Fotografia jest super, to jak można szybko rozwijać skrzydła jest niesamowite. Wystarczy cierpliwie i wytrwale zagłębiać wiedze i przede wszystkim PRÓBOWAĆ. Bez tego nigdy nic się nie uda. Nieudane zdjęcie zawsze możecie skasować, ale takiego dnia już nie powtórzycie. I na zakończenie, nie chciałabym aby ktoś odebrał ten post, jako przesłanie, że to co robiliśmy kiedyś jest gorsze od tego, co umiemy teraz. WSZYSTKO co wyszło od nas, jest tym w co włożyliśmy serce i powinniśmy z dumą chwalić się, co już umiemy.
